Wsłuchując się w historie naszych podopiecznych widzę podobieństwo, jakby niektóre elementy czy schemat powtarzały się u każdego. Chciałbym zaznaczyć, że to co napiszę poniżej nie jest potwierdzone badaniami ani nie występuje to w 100 % u każdej osoby bezdomnej. Chciałem napisać ten post z dwóch powodów: fascynacja właśnie tymi podobieństwami może ukazać nam również podobieństwo do Chrystusa. Nawet jeśli nie jesteś osobą wierzącą to możesz przyjąć fakty związane z historycznym istnieniem Jezusa i podobieństwami do faktów, które są podobne w historiach naszych podopiecznych. Drugim powodem jest ta siła, która pojawiła się, znalazła się, jakby zmartwychwstała w człowieku, który nie miał nadziei na lepsze życie. Co się stało, że tak nagle wszystko się zmieniło?
Jezus Chrystus – dla wierzących Pan i Zbawiciel, dla niewierzących – mam nadzieję, że choć prorok, postać historyczna o wyjątkowej historii, zgodził się na biczowanie, niesamowite męki i ukrzyżowanie. W imię czego? Dla wierzących – w imię zbawienia każdego człowieka. Dla niewierzących – to przegrany gość, być może z psychicznymi urojeniami. Ale w jaki sposób czynił cuda, które nawet niewierzący faryzeusze i uczeni w piśmie nie mogli podważyć?
HISTORIA
Jezus od momentu zamieszkania w Betlejem miał wspaniałe dzieciństwo. Tak sobie to wyobrażam. W końcu był podobny do człowieka we wszystkim, oprócz grzechu. Jego Matką była Maryja, niepokalana dziewica, która zapewne dbała o swojego syna. Jego ziemskim tatą był Józef, który miał nieposzlakowaną opinię świętości już za życia. Dlatego mogę wnioskować, że mając takich rodziców Jezus czuł się kochany. Samo Pismo Święte mówi o tym, że Jezus czynił postępy w łasce u Boga i u ludzi. Rozwijał się jak Bóg-człowiek. Jego świadomość kim jest zmieniała się w latach. Jako człowiek na pewno uczył się rzemiosła od Józefa. Miał wszystko. Nie brakował mu niczego.
W historiach naszych podopiecznych można zauważyć, że albo ktoś miał wszystko i nie brakowało mu niczego: rodzinę, pracę, dom, samochody, własny biznes, albo odkąd pamięta nie miał nic: ani poczucia bezpieczeństwa, w domu był alkohol, rodzice pili, bili, brakowało jedzenia, nie interesowali się losem swoich dzieci. Są też Ci, którzy przeszli przez te traumy, ale udało im się osiągnąć to, co tym pierwszym. To dobra doczesne, które ich definiowały, które nadawały wartość, które sprawiały, że byli „kimś”.
UDERZYĆ GŁOWĄ W ŚCIANĘ
Wszyscy stracili wszystko i nie mając nic uderzyli głową o ścianę. Ci, którzy nigdy nic nie mieli uderzyli głową o ścianę uciekając, chcąc odebrać sobie życie. Uderzenie o ścianę to ten moment kiedy człowiek leży we własnym odchodach, jęczy z bólu i wyrzutów sumienia i mówi „nigdy więcej” lub „nie chcę żyć”. Brudny, śmierdzący pełen ran w sercu. Bez wiary, nadziei i miłości.
Jezus po ludzku stracił wszystko. Miał co raz większą popularność przez swoje uzdrowienia. Na Jego spotkania przychodziło tysiące ludzi. Miały miejsce niezliczone uzdrowienia, cuda. Mógł zrobić karierę uzdrawiacza, polityka. Mógł być kim chce. Ale stracił wszystko. Zgodził się na to.
CYRENEJCZYK
Kiedy spotykam bezdomnego leżącego w kale i moczu, a w oczach łzy i cierpienie, to tak jakbym zobaczył samego Jezusa. To ten moment zaraz po biczowaniu. I słyszę w sercu „Oto człowiek”. Choć fizycznie często nie przypomina człowieka. Zaniedbany, zarośnięty, zapchlony. Przychodzi wtedy myśl: Jezu daj sobie pomóc! Chcę być Cyrenejczykiem!
OGRÓD OLIWNY
Biorę z Nim ten krzyż życiowych doświadczeń. Opowiada mi o swoim dzieciństwie, to co pamięta. Często skrawki różnych wydarzeń, które trudno złożyć w całość. Niektóre wydarzenia są jak spotkanie w Ogrodzie Oliwnym. Spotkanie z Ojcem. Mówienie o swoich obawach, lęku. Inne fakty z życia są bolesne, trudne, jak zdrada Judasza. Wtedy często pojawia się alkohol, to wyrok jak wyrok Sanhedrynu. To co później się dzieje przypomina zaparcie się Piotra: zamiast troski najbliższej osoby przychodzi rozwód. Często padają słowa: „nie znam Cię”, „kiedyś byłeś inny”, „nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego”. I jeszcze osąd: osąd własny, osąd innych: dzieci, teściów, rodziców, rodzeństwa, przypadkowego przechodnia: chlejus, kloszard, pijak. Wtedy przed oczami widzę przewód sądowy Jezusa, który prowadził Piłat. Słysząc to człowiek chce uciec, schować się, odpocząć. Alkohol, narkotyki, próby odebrania sobie życia. To jest jak biczowanie.
DROGA KRZYŻOWA
Mój rozmówca opowiada jak do tego doszło. Wtedy przypomina mi się droga krzyżowa Jezusa. Gdy słyszę jak złe decyzje, emocje, uczucia, brak pomocy, ale i często własna głupota doprowadziła go do totalnego zapicia. Wtedy zatrzymuje się przy stacji „upadek Jezusa”. To nie przypadkowe, że Jezus upadł. Zrobił to dla tego człowieka oraz dla mnie i dla Ciebie. Niczym się nie różnimy.
Do osób żyjących na ulicy przychodzą często streetworkerzy, pracownicy socjalini, opiekunowie w Schronisku, którzy chcą powiedzieć: jesteśmy! Jesteśmy z Tobą, jeśli tylko zdecydujesz się na zmianę, podejmiesz decyzję. Czasami Ci dobrzy ludzie są jak Matka, którą Chrystus spotkał na swej drodze. Czasami są jak Weronika, która otarła mu twarz. Ja postanowiłem być Cyrenejczykiem, który pomoże nieść ten krzyż.
Ale ten człowiek znów upada pod własnym bólem. Nie dam rady się wyzerować. Jestem w ciągu alkoholowym, jestem po zażyciu twardych narkotyków i innych środków odurzających. Nie widzę dla siebie nadziei. Wtedy już łzy cisną mi się do oczu. Proponuje izbę wytrzeźwień. Boi się. Nie chce. On widzi moje łzy. Ociera je, tak jak Jezus pocieszał płaczące niewiasty.
Proponuje izbę wytrzeźwień. Ten ból jest jak trzeci upadek. Ból, który czuje się podczas trzeźwienia. Omamy wzrokowe, słuchowe. Zespół odstawienny, którego bardzo się boi powoli mija. W końcu nie czuje już nic. Został z szat obnażony. Nie raz słyszę o nieludzkim traktowaniu człowieka: wyśmieją, bo jest bezdomny, oplują, okradną, wyrzucą z klatki schodowej jak śmiecia, a On chciał się tylko przespać.
PRZYBICIE DO KRZYŻA
Teraz trzeba przybić do krzyża alkohol, narkotyki i wszystko to, co mnie boli. Jest już trzeźwy. Ale obolały, nie ma sił. Wie, że jeszcze go czeka ból. Terapia trwa 8-10 tygodni na zamkniętym oddziale. Musi na terapii wejść w swoje dzieciństwo, swoją całą przeszłość. Musi opowiedzieć o swoich upadkach, emocjach, uczuciach, traumach. To boli. Jeśli uczciwie wejdzie w terapię to umrze. Dobrze o tym wie. Umrze Jego alkohol, duma, pycha. Ale godzi się na to, bo wie, że tylko umierając będzie żył.
ZMARTWYCHWSTANIE
Jest zdjęty z krzyża. Był uczciwy. Teraz zostanie złożony do grobu, bo musi jeszcze napisać ostatnią pracę na określony temat i zrobić plan zdrowienia. To niełatwe. Ale inni mu pomogą. Już ich zna. Już z nimi rozmawia. Już się otworzył przed terapeutą. Już zna personel oddziału. Już nie boli.
Ostatnia stacja. Dom Świętego Łazarza. To miejsce zmartwychwstania.